Przejdź do treści

Czas realizować mój plan… cz.1

W internecie jestem już kilka ładnych lat. Poprowadziłem od groma blogów, lecz żaden z nich nie zatrzymał mnie na dłużej niż 3 lata. Działo się tak dlatego, że nie miałem pojęcia co w życiu mnie kręci i jaką strategię obiorę aby mieć co do garnka włożyć. Dzisiaj natomiast sytuacja się zmieniła, ponieważ prowadzę spokojne, stabilne życie z mniej więcej opracowanym battle planem na życie. Zacznijmy od tego, że po wielu latach marzeń i planów udało mi się założyć firmę. Nie było to jednak tak proste jak się każdemu wydaje. Zacznijmy jednak od początku…

Decyzję o zmianie pracy podjąłem w marcu, lecz ostatni dzień przypadał na koniec czerwca w związku z faktem, że przepracowałem w niej ponad 3 lata. Okres wypowiedzenia był dla mnie formą wzmożonej nauki oraz szlifowania aktualnej wiedzy. Zapoznałem się z terminami DTO, SOLID, DI, DDD i byłem zachwycony ogromem możliwości jakie na mnie czekają. Najwięcej czasu poświęcałem na naukę .NET i mimo, że nie pracuję akurat w niej, to pomogła mi w poznaniu dobrych wzorców oraz praktyk stosowanych w programowaniu.

Pierwsze dwa miesiące mojego wypowiedzenia minęły mi niesłychanie szybko i zmuszony byłem co chwilę tłumaczyć się znajomym dlaczego jeszcze nie zacząłem szukać pracy. Byłem cierpliwy i nie denerwowałem się na to, ponieważ w moim gronie znajomych nie ma zbyt wielu programistów, więc nie znają specyfiki rynku IT. Jednak, jednak, jednak, aby nie było zbyt kolorowo zacząłem się stresować.

Półtora miesiąca do końca okresu wypowiedzenia. Zaczynam składać CV do firm w których spełniam wymagania. Moja zuchwałość wzięła górę i byłem niemal pewien, że natychmiast dostanę telefon z propozycją rozmowy. Tak jednak się nie stało. Czas przeznaczony na rozmowy kwalifikacyjne mijał bezpowrotnie, a ja każdego dnia byłem coraz bardziej poirytowany. W pewnym szczytowym momencie stwierdziłem, że widocznie nie nadaję się na programistę i trzeba się kręcić za alternatywnymi sposobami pozyskiwania pieniędzy. Cały czas jednak w głowie miałem pewien bufor bezpieczeństwa w postaci planu na firmę. Uwaga, samego planu. Bez budżetu, bez dokładnego celu, bez miejsca na biuro. Z racji tego przeglądałem oferty które wyraźnie faworyzowały B2B. Chciałem mieć jakąś motywację aby rozpocząć moją przygodę z przedsiębiorczością. Wstrzymywałem się z formalnościami dopóki nie dostanę jakiejś oferty. Nie chciałem mieć na głowie działalności skoro bym mógł skończyć w McDonald’s, a tam z tego co mi wiadomo B2B nie jest honorowane.

Trzy tygodnie do końca pracy. Dostaję zaproszenie na rozmowę o pracę. Lekko zaspany zgadzam się na dowolny termin i proszę o potwierdzenie emailem, ponieważ nie byłem pewien czy wszystko dobrze usłyszałem. Ta rozmowa rozpoczęła mój najbardziej intensywny okres w mojej karierze. Takich rozmów miałem cztery. Dwie na .NET developera, pozostałe dwie na JavaScript developer. Zdecydowałem się na bezpieczniejszą opcję jaką jest JS. Ten język znam dosyć dobrze i wiedziałem że nadrobienie ewentualnych braków (tak to jest, jak człowiek sam się uczy) będzie przebiegało sprawniej. Wszystkie trzy rozmowy były wymagające. Najbardziej stresowałem się rozmową z .NET, ponieważ to dosyć świeży temat był dla mnie i nie byłem pewien czy wszystko dobrze zrozumiałem. Okazało się że tak, a osoba która mnie rekrutowała strasznie się zasmuciła na wieść, że wybrałem inną firmę. Rozmowy JS-owe przebiegły skrajnie. Jedna z nich (obecna moja praca) była ściśle techniczna. Pytania były podchwytliwe, należało wykazać się zaawansowaną znajomością TypeScript oraz wzorców projektowych. Podobało mi się to. Takie samo mięso – czyli coś co my, techniczni lubimy najbardziej. Ostatnia rozmowa JS-owa, to czyste korpo. Niewiele w niej było z programowania, a bardziej poruszane były tematy procedur. Nudy, nudy, nudy…

Ostatecznie natychmiast po rozmowie z ostatnią firmą zadzwoniłem do wybranej przez siebie i zgodziłem się na współpracę. Pozostałym dwóm musiałem odmówić, mimo prób targowania się. Raz podjętej decyzji się nie zmienia. I nie żałuję tego.

CDN…