Na szkołę można narzekać, można jej nie lubić, można wręcz nienawidzić, ale nie można jej ominąć. Teraz po dwuletniej przerwie ( tego epizodu ze studiami nie liczę ) mogę śmiało na ten temat się wypowiedzieć, co jest ważne, a co nie w szkole. Zaczynajmy!
Szkoła nie przygotuje cię do życia, ale…
Uczy kombinowania. Nikt nie działa szybciej i sprawniej niż uczeń z 3 zagrożeniami dwa dni przed radą pedagogiczną. Przejawia się wtedy niezwykła sztuka kombinowania aby jak najszybciej wybrnąć ze stresującej sytuacji i mieć wolne wakacje. Wierzcie lub nie, ale jest to możliwe. Nie pytajcie tylko skąd to wiem.
Skoro o stresie mowa. Szkoła uczy pokory, cierpliwości i ignorancji na wiele sytuacji w których nic nie da się zrobić. Z jednej strony atakują nauczyciele, z drugiej rodzice, a to wszystko tyczy się wyników w nauce. Czasem nie jest to od nas zależne, ale musimy to przyjmować na klatę. Ciężko wytłumaczyć brak talentu plastycznego, kondycji fizycznej lub pojmowania matematyki, bo przecież „wszystkiego da się nauczyć”. Nie kochani, nie da. Chciałbym być aktorem, a jak widać ( raczej nie widać ) nie udaje mi się to. Mimo tego, że sporo czytam na ten temat, talentu mi nie przybywa. Szkoda że niektórzy nauczyciele tego nie rozumieją.
Szkoła uczy Cię na co powinieneś położyć nacisk
Chodzi mi tutaj o dziedziny w których chcesz się rozwijać. Szkoła pokaże Ci na czym polega fizyka, biologia, matematyka i języki, więc masz mniej więcej rozeznanie i możesz się powoli kierunkować. Wybierasz to co pociąga Cię najbardziej i na tym się skupiasz. Niestety, fizyka, biologia i matematyka towarzyszą Ci dalej przez ścieżkę Twojej edukacji niejednokrotnie powodując, że chcesz się poddać. Na swoim przykładzie powiem, że przedmioty informatyczne miałem w jednym palcu, gdzie język polski, matematyka i biologia ledwo przechodziły z klasy do klasy. Po prostu miałem na nie wyjebane. Nie interesowały mnie, więc czwórka na świadectwie nie miałaby żadnego sensu. Czas który miałem poświęcić na budowę ameby, zamieniłem na naukę C++, a soczewki zamieniałem na bazy danych. Czy żałuję? Oczywiście że nie!
Wychowawca ma ogromne znaczenie
Ta osoba towarzyszy Ci przez kilka lat Twojej edukacji, dlatego to nie jest tylko dodatkowy obowiązek dla tej osoby, ale też wzięcie odpowiedzialności za Twój dalszy rozwój. Niech sobie przypomnę wszystkich moich wychowawców.
Pierwszy z nich był na szczęście nauczycielem informatyki. Pamiętam jak pokazywałem mu pierwsze strony internetowe swojego autorstwa, wyklikane w Front Page. Pokazał mi czym się różni kopiuj skrót od kopiuj ( do dziś mi głupio ). Taa, skopiowałem skrót do mojej strony na dyskietkę i zadowolony zaniosłem ją do szkoły i nie mogłem jej otworzyć. Towarzyszył mi przez pierwsze eksperymenty z Gimpem, Windows Movie Markerem oraz Audacity ( jeden komputer miał mikrofon ). Fajnie było podejść kiedy miał dyżur na korytarzu i porozmawiać o internecie, grach i programach. Nie wiem czy moje losy nie potoczyły by się inaczej, gdyby nie on. Kiedy ja rozmawiałem z nim o nowym filtrze w Gimpie, moi kumple uczyli się palić, więc też zadbał o moje zdrowie. Kurczę, wychodzę na jakiegoś kujonka który wolał pogadać z nauczycielem niż z kumplami. Ale o kompach tylko z nim. Nikt za bardzo wtedy nie interesował się komputerami, więc to była nisza. Jestem mu niezwykle wdzięczny, chociaż od czasów technikum nie miałem okazji go spotkać, chociaż bardzo bym chciał.
W gimnazjum moim wychowawcą był nauczyciel wychowania fizycznego. Tutaj moja informatyczna kariera zależała od nauczyciela informatyki, który uważał, że nie ma opcji żebym się nadawał do komputerów. Nie wiem w sumie dlaczego, bo wszystko robiłem tak jak trzeba. To był jedyny okres kiedy nie miałem piątki z informatycznego przedmiotu. Nie czując wsparcia ze strony nauczyciela, czując nacisk ze wszystkich stron na inne przedmioty, zatrzymałem się w rozwoju. Mając w głowie przekonanie, że nie nadaję się do informatyki, zacząłem imprezować, popalać i ćwiczyć na siłowni. Serio. Chodziłem na siłownię. Jednak w pewnym momencie nauczyciel za karę zakazał mi korzystania z niej ( taaa, za karę ) , więc kiedy koledzy chodzili ćwiczyć, ja ponownie zasiadałem przed komputerem. Z tego co pamiętam była to trzecia klasa, czyli najważniejsza.
Czas zatem na technikum. Temat ciepły, bo z przed dwóch lat. Tutaj już była klasa kierunkowa, więc wychowawca był nauczycielem programowania. Przyznam się, że w ogóle nie umiałem programować, więc od niego zależało, czy połknę haczyk. No i udało się. Nauczyciele podchodzili do mnie z dużym dystansem, ponieważ nie byłem najgrzeczniejszym i najwspanialszym uczniem. Potrafiłem dać w kość i nieraz powiedzieć lub zrobić coś niemiłego. Wychowawca pokazał mi jak wygląda programowanie, z czym to się je i do czego je wykorzystać. Ale nie tylko na programowaniu się skończyło. Tutaj wróciły wspomnienia z podstawówki, gdzie mogłem o wszystkim porozmawiać i pochwalić się osiągnięciami. W pewnym momencie rzuciłem standardowe tempo nauki programowania i zacząłem uczyć się kolejnych języków i działać powoli w sieci. Pokazywałem mu strony które robiłem, programy które pisałem ( w jednym z nich dało się z komputerem rozmawiać, ale to temat na inny wpis ), grafiki i zdjęcia które robiłem. Nie chodziło o poklepanie po główce i pochwalenie, lecz o pokazanie co potrafię i co mnie interesuje. Po co? W późniejszym czasie wychowawca wiedział do czego jestem zdolny i niektóre projekty zlecał właśnie mi i koledze który podobnie funkcjonował w klasie. Razem więc robiliśmy grafiki, filmy, efekty specjalne i strony na różne okazje. Zdobyliśmy przy tym ogrom wiedzy, której nie dało się normalnie zdobyć w szkole. Niejednokrotnie uciekł mi autobus, bo zostałem po lekcjach kończąc jakieś logo lub „coś się kopiowało”. U wychowawcy zawsze było dużo książek, więc chętnie korzystaliśmy z tych zbiorów i dzięki temu poznałem bazy danych na wczesnym etapie edukacji, oraz zaprzyjaźniłem się z .NET ( stąd macie kurs Unity ). I mimo, że nie byłem prymusem, a z klasy do klasy ledwo przechodziłem, to zawsze miałem piątki ( w ostatniej klasy szóstki ) z przedmiotów informatycznych, bo na tym właśnie się skupiałem.
Nie tylko jednak to wychowawcy wpływali na nasz kierunek rozwoju. W moim przypadku w większości byli to nauczyciele związani z przedmiotami informatycznymi. Z jednym mogliśmy rozmawiać czego dowiemy się na studiach, z drugim wręcz pokłócić o działanie algorytmu, z kolejną zaś o przewadze Photoshopa nad Gimpem. Nie mogę też zapomnieć o nauczycielu wychowania fizycznego, który stworzył mi niezwykłą możliwość fotografowania zawodów pływackich. To budowało więź, pokazywało, że dobrze wybrałem. Do szkoły nie chodziłem z przymusu, lecz ochoczo, bo mogłem porozmawiać o tym co będę robił w przyszłości.
Temat studiów przemilczę. Naprawdę.
A na koniec
Dzisiaj jest szczególny dzień. Dzień nauczyciela, również dzień edukacji narodowej. Chciałem podziękować wszystkim nauczycielom którzy mi towarzyszyli w tej przygodzie. I to właśnie pokazuje na czym cała edukacja polega. Nie przykładałem się do innych przedmiotów, ale w ogóle tego nie żałuję. Dziękuję im, że pokazali mi coś więcej niż program nauczania. Potrafili zachęcić do dalszej nauki w domu której nie traktowało się jako obowiązek, lecz przyjemność. Trzeba czasem odejść od programu, pieprzyć to co ustalili na wiejskiej i pokazać ciekawsze rzeczy. Nie oszukujmy się, ale mieliśmy zajęcia z tworzenia folderów. W drugiej klasie technikum. To kpina. Nauczyciel potrafi zachęcić, zniechęcić, zainspirować. Życzę wszystkim nauczycielom, aby wykonywali swoją misję z ochotą, a nie z przymusu. Mam nadzieję, że mój przykład pokaże, że warto zainteresować się uczniem, bo to potrafi zmienić jego przyszłość.
Wszystkiego najlepszego nauczyciele!