Zapomniałem jak piraci się muzykę. W dobie YouTube-a i serwisów streamingowych dostęp do ulubionych utworów jest na wyciągnięcie ręki, a aplikacje pozwalają na wygodne zarządzanie swoją kolekcją. Który serwis jest najlepszy? Który oferuje najwięcej, który jest najtańszy i ostatecznie z którego korzysta się najwygodniej? Sprawdźmy to porównując czołowe serwisy oferujące streaming muzyki.
Jak będę oceniał? Na pewno nie uczciwie. Nie robi na mnie wrażenia liczba utwórów, ani jakość muzyki. Słucham jej w pociągu, tramwaju, metrze, więc jest mi obojętne czy dany utwór leci w jakości MP3 iczy FLAC. Oczywiście nie przesadzając z tym, bo jak słyszę stanowczo za cichy utwór to przełączam. To samo tyczy się szumów.
Spotify
Zdecydowanym liderem jest Spotify. To właśnie z tej usługi korzysta najwięcej osób. Do końcówki roku 2015 serwis osiągnął ponad 60 milionów użytkowników oraz 15 milionów regularnie płacących abonament. Te liczby mówią same za siebie, a dzięki bazie 20 milionów utworów każdy znajdzie coś dla siebie. Szczególnie ciekawy jest fakt, że dziennie dodawanych jest 20 tysięcy nowych utworów.
Nie skupiajmy się na technikaliach, tylko na faktycznych zaletach i wadach usługi.
Duża baza utworów równa się bezproblemowej migracji playlist. Muzyka którą losowo zbierałem przez dotychczasowe używanie Deezer-a została natychmiastowo i w całości przeniesiona na Spotify. Nie muszę się bać, że nie będę mógł słuchać Poparzonych kawą lub Avril Lavirange, bo są obecni na obu platformach. Kolejna zaleta to aplikacja na PC. To właśnie ona skradła me serce i sprawiła, że rozpocząłem to prównanie. Często mam problemy z netem ( UPC nie o was mówię 😉 ), a co za tym idzie, potrzebuję trybu offline, bo bez tego nie potrafię pracować. Deezer wlecze się z betą odkąd pamiętam i moja cierpliwość się tu skończyła. Ileż można oglądać napis „Zajżyj później, może będzie”. Dodatkowo, jej poprzednia odsłona wołała o pomstę do nieba. Tutaj dostajemy dojżały produkt, który wygląda ślicznie i działa płynnie.
Zawsze pojawia się pytanie o jakość. Przy mojej głuchocie, wisi mi to czy muzyka ma 320 birate, czy 240. Nie słyszę szumu, to jest spoko. Wszelkich melomanów odsyłam do płyt winylowych i formatu FLAC. Usługa kosztuje 20zł miesięcznie, a wersja bez trybu offline jest o 10 zł tańsza. Nie wyobrażam sobie jednak jazdy bez muzyki lub z włączoną transmisją przez całą drogę. Dlatego też tryb offline jest dla mnie podstawowym kryterium i jeżeli serwis go nie spełnia, to odpada na starcie.
Kilka minut słuchania muzyki na Spotify w trybie polecania kolejnych utworów pozwoliło mi poznać nowe ścieżki o których pojęcia nie miałem. Szczerze mówiąc pasywnie do tego podchodzę, bo w większości jestem skupiony na pracy, ale to zasługuje jak najbardziej na plus. Szczerze mówiąc inne serwisy również coś takiego oferują, ale zobaczymy czy poradzą sobie równie dobrze jak Spotify do tej pory. Mimo wszystko dalej nie rozumiem idei radia artysty, bo mimo że je wybiorę, to i tak samoczynnie po pewnym czasie słucham innego artysty.
Darmowa wersja serwisu daje nam również przyjemność związaną ze słuchaniem reklam, ale że jest to darmowa wersja, to nie wpływa to znacząco na moją opinię końcową na temat serwisu.
Apple Music
Jedyną motywacją do odpalenia okresu próbnego była chęć zobaczenia dlaczego nie zdecyduję się na nią. Sama aktywacja była dziwna i w jakiś sposób niezrozumiała przeze mnie. Itunes nie chciało mnie połączyć, a na telefonie nawet nie wiedziałem co do tego może służyć. Wreszcie mam. Aktywna i dalej niezrozumiała. Jakimś cudem dodałem utwór na telefonie, ale na komputerze go nie widzę. Jeszcze raz, tym razem odwrotnie. Dodałem na komuterze, nie widzę na telefonie. Wróciłem do Spotify.
Oficjalnie nie znoszę iTunes, bo jest wg. mnie strasznie nieintuicyjne, za każdym razem muszę się logować, a ten kombajn oczekuje że wszystko z nim zsynchronizuję. Nie, bo w telefonie mam więcej pamięci niż w komputerze.
Tidal
Klienci sieci Play od niedawna są rozpieszczani właśnie przez takie akcje marketingowe. Nielimitowany dostęp do muzyki to strzał w dziesiątkę, więc nic dziwnego, że ostatnimi czasy zrobiło się o nim głośno. Dlatego też widnieje w tym zestawieniu, bo jako abonent sieci Play mogę swobodnie przetestować jego działanie ( przez 2 lata ).
Posiadając wykupiony streaming nie byłem przekonany ofertą Play dotyczącą tego serwisu. Dopiero chęć zmiany spowodowała że zajżałem na ich stronę. Pierwsze co sprawdzam to obecność aplikacji na desktopy. Oczywiście jest, ale jej działanie to rzeź. Wszsytko się wiesza i wszelkie animacje działają tak powoli, że zacząłem czyścić komputer z nadzieją że to jego wina. Za to aplikacja mobilna jest śliczna. Odstaje od reszty tym, że pasek postępu utworu jest w kształcie koła. To naprawdę fajnie wygląda i daje małą zabawę podczas przewijania. Zapewne też szybko irytuje, ale nie zdążyłem jeszcze tego doświadczyć.
Ostatecznie jednak aplikacja PC nie posiada trybu offline, a przynajmniej nie jest u mnie widoczny, choć szukałem na forach przyczyny tego stanu rzeczy. Dodam, że w ramach umowy mam konto TIDAL Premium, czyli bez muzyki w formacie FLAC. Reszta powinna być, a jej nie ma. Dodatkowo jej działanie przy słabszym łączu jest katorgą. Przykro mi. Odpada.
Deezer
Z tym serwisem mam najwięcej doświadczenia. Od ponad roku jestem ich klientem i do tej pory przez moje lenistwo nie zmieniałem go na inny. Pierwsze i najważniejsze co mogę mu zarzucić, to fakt, że nie zawsze działał przy wolnym połączeniu. Czasem byłem zmuszony do korzystania z VPN-a i tylko on sprawiał problemy z lokalizacją. Interfejs stawał się nieczytelny, a większość tekstów była w języku hiszpańskim. Co prawda znałem jego obsługę na pamięć, ale brakowało mi opcji zapamiętania języka w pamięci przeglądarki, aby mimo wszystko wyświetlał się przynajmniej w zrozumiałej formie. Czyli po angielsku, polsku bądź ostatecznie rosyjsku. Mogłem przeboleć fakt, że usługa nie chce się ze mną dogadać, ale niech przynajmniej odtwarza muzykę. Jedynie w języku polskim to działało. I tu płynnie przechodzimy do tematu aplikacji desktopowej. Jej obecność pozwoliłaby na zachowanie muzyki w trybie offline. Widocznie priorytety zostały skierowane w inną stronę, bo od pół roku w temacie aplikacji nic się nie zmieniło. Cały czas widnieje komunikat, że pojawi się wkrótce, a grafiki koncepcyjne pokazują, że prawdopodobnie będzie równie beznadziejna co poprzednia. O ile w ogóle wyjdzie.
Kiedyś padłem ofiarą włamania na konto. Został zmieniony adres email oraz hasło. Na szczęście konto powiązane było z Facebookiem. To pozwoliło mi dostać się do konta i zobaczyć… No właśnie nic nie zobaczyłem, bo nowy email był ocenzurowany. Niespójność ustawień pozwoliła mi podejrzeć go przez aplikację mobilną, bo tam widniał bez cenzury i mogłem go zmienić. Kontaktowałem się z obsługą techniczną, ale na odpowiedź musiałem czekać kilka dni, co nie napawało mnie optymizmem. Bałem się w szczególności o dane karty płatniczej, bo oczywiście nie ma możliwości płatności przez PayPal. Gdyby takowa istniała, to anulowałbym subskrypcję przez PayPal i przywróciłbym po naprawie dostępu do konta. Samodzielne naprawienie problemu przez zmianę adresu email i odzyskanie hasła pozwoliło mi dalej korzystać z konta, ale jak zwykle niesmak pozostał. Po jakimś czasie odezwała się pani z obsługi technicznej, ale szybko zakończyłem rozmowę krótkim „już nieważne…”.
Deezera pokochałem za tryb Flow, gdzie sugestie opierały się o moje playlisty i powiem Wam, że działało to na tyle dobrze, że byłem dzięki temu dalej klientem. Na plus zasługiwał dostęp do tej funkcji, ponieważ nawet średnio ogarnięta małpa wiedziała gdzie tego szukać. Spotify miało to inaczej nazwane i podzielone na jakieś radia, więc sprawiało mi trochę problemu.
Aplikacja mobilna działa sprawnie, ale pamiętam czasy jak nie przeskakiwało do kolejnego utworu i trzeba to było robić manualnie. Wyobrażacie sobie całą podróż z telefonem w ręku, bo musicie odpalić kolejną piosenkę? No właśnie w momencie tej awarii miałem taką sytuację i musiałem ratować się sprawdzonym, działającym piractwem. Odtwarzacz MP3 uratował mi tyłek. To również jest problemem, że aktualizacje błędów jakby nie patrzeć, krytycznych trwały tygodniami, skutecznie utrudniając korzystanie z usługi za którą regularnie się płaciło.
Deezer był fajny, ale już znudził mi się na tyle że jestem gotów go zamienić na coś innego. Intuicyjna nawigacja i łatwy sposób wymiany playlistami nie wystarczy aby utrzymać klientów. Szczególnie, że konkurencja jest w stanie dać mi więcej za te same pieniądze.
Podsumowanie
Każdy z serwisów ma swoje plusy i minusy. Wnioski wyciągnijcie sami. Bądźcie jednak przygotowani na atak ze strony gwiazd, bo one wydadzą swoje nowe albumy tylko na określoną platformę. Właśnie te gwiazdy przeważą szalę na stronę jednego z wyżej wymienionych serwisów. W pewnym jednak momencie moja ukochana Avril będzie na Deezerze, The Fall Out Boy na Spotify, a ja wrócę do piractwa. Chociaż, kto wie, może niedługo Google Muzyka połączy siły z YouTube, zawita do Polski i pozamiata. Ten serwis jednak na chwilę obecną nie był wzięty pod uwagę, ponieważ wciąż mam koszmary od używania go. Jak mnie opuszczą, to może dodam serwis do tego zestawienia.