Przejdź do treści

Wielkie korporacje

Korpo szczur. W pracy siedzi 26 godzin na dobę. Już Ci zrobili wodę z mózgu? Nie. Jest mi tu bardzo dobrze.

Pracuję dla jednej z większych światowych korporacji i muszę przyznać, że to najlepsza praca jaka do tej pory mi się trafiła. Nazwy firmy nie zdradzę, ponieważ nie chcę robić tu reklamy. Ale zacznijmy od najważniejszego. Jak się pracuje?

Jesteś prowadzony / prowadzona za rączkę przez pierwsze miesiące pracy. I wtedy faktycznie niewiele się wykazujesz inicjatywą, ponieważ trzeba poznać dokładnie cały proces pracy. Natknąłem się na bardzo pomocne i wyrozumiałe osoby które wszystko pokazały jak powinna wyglądać moja praca. Chodziłem nawet z głupimi pytaniami, ale chciałem mieć pewność że nic nie popsuję podczas mojej pracy. Pierwsze kroki były bardzo nieśmiałe i wszelka komunikacja wyglądała tak, że tuliłem ogon jak pies który stłukł lampę. Ale to tylko pierwsze miesiące.

Minęło już ponad pół roku mojej przygody z korporacją i muszę przyznać że chętnie zagrzeję tu dłuższy okres. Fajne jest to że jak gdzieś popełnię błąd to jest mi to pokazane i wyjaśnione. Ktoś mógłby się stresować, załamywać, ale nie to jest na celu. Tu zrobiłeś błąd, więc następnym razem odruchowo przy tym miejscu będę bardziej uważał. Ale czy to znaczy że im więcej błędów zrobię tym lepszym pracownikiem będę? Nie. Musisz myśleć. Tak kochani. W korpo się myśli.

Analiza wielu rzeczy jak inni wykonują pracę zajmuje tyle samo czasu co sama praca. Dzięki temu szlifujemy swoje umiejętności i zwracamy uwagę na istotne części. Zdarza się tak że dostaję całkiem nowe zadanie, więc szybko patrzę jak ktoś wykonał podobne do mojego. Porównuję wyniki, wyciągam wnioski i stosuję notatki żeby wiedzę utrwalić i móc ją przekazać komuś nowemu. To fajny nawyk który przeniosłem do życia. Robię notatki myślowe. Co mam zrobić, kiedy, jak? Potem szybki rzut oka na OneNote i wiem o czym myślałem tydzień temu. Tego właśnie nauczyła mnie korporacja.

Nauka jest dla mnie ważna, ale równie istotna jest dyskusja. O czym dyskutuje się? O tym czy Mac jest lepszy od Windowsa, Node.js vs Python, sens nauki PHP. To są elementy których nie mogłem doświadczyć wcześniej, ponieważ w szkole nikt się tym nie interesował, na studiach byli sami humaniści którzy mieli pierwszy kontakt z kompilatorem, w mieszkaniu mam gracza i Front-End programistę, wiec o zaletach postrgeSQL vs MSSQL nie pogadam. Tutaj ludzie interesują się wszystkim i taki spec od grafiki opowiada mi o prototypach w js. Ciekawe? Bardzo. Dyskusje rozwijają, zmuszają do myślenia i pokazują perspektywy których nie zauważaliśmy. Dla takiego świerzaka jak ja jest to cenna lekcja której nie wyciągnę ze studiów.

Pierwsze moje wrażenie po wejściu do budynku były bardzo mylne. Nie miałem pojęcia na co się piszę, szczególnie że jest to moja pierwsza poważna praca. Widzę obcokrajowców, poważne persony w garniturach i zablokowane drzwi przed którymi trzeba przykładać identyfikator. Całkiem inny świat. Rozmowa kwalifikacyjna minęła w przyjemnej, luźnej atmosferze, ale jedyny moment zawahania miałem wtedy gdy przeszliśmy na angielski. Na studiach byłem w najbardziej tępej grupie językowej gdzie się uczyliśmy prowizorycznych słówek. Nie przeniosłem się wyżej, bo to gwarantowało dobrą ocenę z kolokwiów. Na szczęście moje studia trwały krótko i rozpocząłem prawdziwy angielski. Gdzie? W pracy. Wracając do rozmowy. Etap angielskiego przeszedłem bez problemu, a wszystko zawdzięczam serialom. Czasem oczywiście zdarzyło mi się strzelić gafę, ale szybko została ona zapomniana, bo tutaj pierwsze wrażenie nie jest aż tak istotne. Najważniejsza część wg. mnie była wtedy jak opowiadałem czym się interesuję, co robiłem i część techniczna. Opowiadałem o wszystkim, nawet o projektach które światła dziennego nie ujrzały, ale dały za to jasny znak rekruterom z kim mają do czynienia. Na luzie zakończyła się rozmowa, a ja nie sądziłem że jeszcze przekroczę próg tego budynku. Tydzień później zadzwonili z ofertą.

Oczywiste pytanie. Czy pytałem o pieniądze? Tak. Odpowiedź jednak była nieprecyzyjna „powyżej oczekiwań”. Skąd to wiedzieli? Zapytali przy pierwszej rozmowie przez telefon. Jasno powiedziałem że mam mieszkanie na utrzymaniu i szkołę. Ok, nie ma problemu. Ostateczna stawka pozwoli mi utrzymać rodzinę, więc nie jest źle. Ale tak kochani, można zapytać o kasę na rozmowie.

Nie czytałem żadnych gówien odnośnie tego jak się ubrać, co mówić, jak się zachowywać itp. podczas rozmowy. Starałem się być sobą, bo zatrudniają mnie, a nie szablon z książki. Może właśnie dlatego mi się udało? A może mi powiedzieli dlaczego. To jedna z fajniejszych części w korporacji. Mówią Ci co robisz dobrze, co źle. Nie błądzi człowiek jak złodziej po kradzieży żarówki. Pokazane masz jasno i wyraźnie co należy poprawić i czego się trzymać. Niestety w życiu prywatnym tak nie ma. Obgadają Cię przy znajomych, ale w twarz nie powiedzą. Takie wytykanie również przeniosłem do życia prywatnego i jest świetnie. Nie ma żadnych fochów że zamknąłem zmywarkę lub zostawiłem burdel w pokoju. Wytknięte? Naprawione!

Ale się rozpisałem. Tak właśnie wygląda praca w korporacji. A jak ktoś trafił do złej i podłej to głupi jest że tam dalej siedzi. Jestem zadowolony z takiego obrotu spraw i nie zamieniłbym go na nic innego. Cóż może być lepszego od pracy nad tym co się lubi.

Trzymajcie się i życzę Wam takiej pracy!